od STRATFOR
— ten post autorstwa Mark Fleming-Williams
Projekt europejski zawsze skazany na porażkę. Europa to kontynent rozdarty barierami geograficznymi. Spędziła dwa tysiąclecia nie tylko tocząc ogromne i ciągłe wojny wewnętrzne, ale także prowadząc pisemne zapisy o nich, informując każde pokolenie o wszystkich przypadkach, gdy ich przodkowie byli krzywdzeni. Przez wieki powstawały i upadały wielkie imperia, pozostawiając po sobie odrębne grupy ludzi o różnych historiach, językach i kulturach.
Każdy projekt, który próbował połączyć te odmienne kultury w jeden monolityczny stan w ciągu zaledwie 70 lat, był ze swej natury skazany na niepowodzenie. Nieuchronnie napotkałby nie do pokonania poziomy oporu nacjonalistycznego, a ostatecznie projekt utknęłoby w martwym punkcie. To jest punkt, w którym się teraz znajdujemy.
Kryzysów jest mnóstwo i choć wszystkie mają inne fasady, każdy z nich wynika z tego samego podstawowego problemu: obywatele ostatecznie cenią swoją tożsamość narodową i regionalną ponad marzeniem ponadnarodowym. Kryzys zadłużeniowy i powtarzające się przerażenie Grexitu, zrodzony z wprowadzenia euro w 1999 r., ujawnił niechęć Europy Północnej do subsydiowania południa. ten Referendum Brexit, zaplanowane na czerwiec, może wywodzić się z rozszerzenia Unii Europejskiej w 2004 roku i związanej z nim fali migracji Polaków do Wielkiej Brytanii. Tymczasem w obliczu trwającego kryzysu imigracyjnego przywódcy krajowi uspokajają swoje populacje, omijając przepisy europejskie i ponownie ustanawiając kontrole graniczne, aby powstrzymać przepływ uchodźców przez ich terytorium. We wszystkich tych sytuacjach działają te same czynniki: siły napędowe w Europie mają charakter narodowy, a kraje ostatecznie postawią własne interesy na pierwszym miejscu.
Dzisiejsze problemy były przewidywalne i przewidywalne. Następny krok jest jednak trudniejszy do przewidzenia. Po zidentyfikowaniu wrodzonej wady systemu można bardzo dobrze stwierdzić, że jest on nie do utrzymania, ale niestety wada ta nie dostarcza wskazówek co do dokładnych okoliczności końca systemu. Nadal istnieje wiele różnych sposobów na upadek obecnej formy Unii Europejskiej. Na przykład projekt może się rozwikłać dzięki siłom rynkowym, tak jak to się stało w 2012 r., kiedy inwestorzy przetestowali zaangażowanie rdzenia w ratowanie peryferii i stwierdzili, że jest na to (ledwo) chętny. Albo zniechęcony lud może wybrać partię nacjonalistyczną, taką jak francuska Front Narodowy, co może albo wyprowadzić kraj z Unii Europejskiej, albo sprawić, że blok będzie tak niemożliwy do zarządzania, że przestanie funkcjonować. Być może najbardziej prawdopodobnym scenariuszem w tym momencie byłoby przetrwanie Unii Europejskiej jako ducha swojej dawnej jaźni, z ignorowaniem i odartowaniem jej praw do tego stopnia, że tylko luźno trzyma swoich członków.
Gdzie integracja będzie trwać
Dokładne okoliczności zakończenia projektu europejskiego nie są jeszcze jasne, ale istnieją pewne ustalone, ukryte prawdy, które z pewnością przetrwają obecną formę Unii Europejskiej. Dzięki nim nadal można przewidzieć kształt rzeczy, które nadejdą. Te fundamentalne realia wywodzą się z głębszych, niezmiennych sił, które połączą kraje zgodnie z ich najbardziej podstawowymi celami; są to te same siły, które w pierwszej kolejności ograniczyły czas trwania projektu europejskiego. Patrząc na te podstawowe czynniki, można przewidzieć, które kraje wyjdą z osłabionej lub załamanej Unii Europejskiej o bliskich więzach, a które prawdopodobnie rozpłyną się w dążeniu do własnych interesów, gdy zostaną uwolnione z mocy wiążącej Unii Europejskiej i jego integracjonistycznych ideałów.
Najlepszym miejscem do rozpoczęcia jest region Beneluksu. Belgia, Holandia i Luksemburg od dawna odgrywają kluczową rolę w europejskiej geopolityce, ponieważ znajdują się na płaskim i przejezdnym terenie między dwoma wielkimi europejskimi potęgami kontynentalnymi, Francją i Niemcami. Rzeczywiście, to właśnie w regionie Beneluksu rozpoczął się projekt europejski. Belgia i Luksemburg utworzyły unię gospodarczą w 1921 r., a rozmowy o unii celnej z Holandią rozpoczęły się w 1944 r., przed końcem II wojny światowej. Ale to II wojna światowa naprawdę dała początek Unii Europejskiej, jako że kraje Beneluksu połączyły się z dwoma flankującymi gigantami i Włochami, aby stworzyć blok, który zapobiegłby ponownemu wystąpieniu tak destrukcyjnego konfliktu. W ciągu 70 lat, które upłynęły od zjednoczenia Niemiec, Francja przeżyła trzy inwazje, w wyniku których wszyscy członkowie nowo powstałego związku ucierpieli. Dziś, 70 lat później i bez ponownego katastrofalnego konfliktu, ich strategia wydaje się działać.
W ten sposób kraje Beneluksu, Francja i Niemcy będą zmotywowane do kontynuowania wysiłków integracyjnych. Złapany między dwie potęgi gospodarcze, kraje Beneluksu będą chciały zapewnić sobie przyjaźń. Tymczasem rywalizacja Francji i Niemiec również ich połączy. Jednak fatalnym faktem jest to, że stosunki francusko-niemieckie były: jedna z głównych linii uskoków w obecnej Unii Europejskiej, co oznacza, że mniejsza wersja bloku będzie podobnie wadliwa.
Z kolei Włochy nie zostaną tym razem zaproszone na imprezę. Po pierwsze, brakuje mu tych samych warunków geopolitycznych, bezpiecznie osłoniętego, jak za alpejską ścianą. Co więcej, trzecia co do wielkości gospodarka strefy euro była w centrum obu dług państwowy i kryzysy imigracyjne, aw szczególności Niemcy będą tak samo niechętne do pozostawania w związku z zadłużonymi Włochami, jak do pozostawania w związku z Hiszpanią. Blok francusko-niemiecko-beneluksu jest prawdopodobnym spadkobiercą euro, jeśli waluta będzie nadal istnieć, i zachowa integracyjny etos Unii Europejskiej. Przyjmie bardziej pozytywne stanowisko wobec wolnego handlu niż jego poprzednik, przy czym Holandia i Niemcy przeważą nad protekcjonistycznymi dążeniami Belgii i Francji pozbawionej tradycyjnych śródziemnomorskich sojuszników. Ten „rdzeń” będzie w przyszłości środkiem ciężkości kontynentu. W czasach, gdy od zjednoczenia w 1871 r. były całością, Niemcy zdominowały kontynent i wydaje się, że będą to robić przez co najmniej następną dekadę lub dwie.
Wpływy Niemiec w Europie nie są czysto geopolityczne. Duża jego część opiera się na handlu. Zwłaszcza w ciągu ostatnich dwóch dekad Niemcy zbudowali potężną międzynarodową fabrykę towarów. Bierze niedokończone produkty od swoich sąsiadów (z których ośmiu wysyła do Niemiec ponad 20 procent swojego eksportu) i przetwarza je w wyrafinowane towary mechaniczne przed wysłaniem ich dalej. W 2014 r. Niemcy były numerem jeden w eksporcie dla 14 z 27 swoich odpowiedników w UE i głównym źródłem importu dla 15 z nich. Na dostępie do tej machiny skorzystały szczególnie dawne kraje komunistyczne w Europie Środkowo-Wschodniej, które wykorzystały wysoki poziom inwestycji z Niemiec (a także Holandii i Austrii) oraz napływ kapitału, aby osiągnąć imponujący wzrost PKB. Unia Europejska czy nie, wszyscy gracze w tej sieci będą bardzo zmotywowani, aby utrzymać ją w ruchu.
Rozbieżne interesy Wschodu i Zachodu
Mimo to są dwa haczyki. Pierwsza to imigracja. Temat wisiał w tych stosunkach przynajmniej od rozszerzenia w 2004 r., kiedy Niemcy były jednym z kilku krajów, które nałożyły ograniczenia na swobodę przemieszczania się dla nowych wschodnich członków. Napływ uchodźców do Europy w ostatnim czasie ożywił te tarcia, a Grupa Wyszehradzka (Węgry, Słowacja, Czechy i Polska) związała się wzajemną niechęcią do niemieckich prób rozłożenia kwot nowo przybyłych migrantów. Stosunki pojawiające się na wschodzie i południowym wschodzie Niemiec to takie, w którym wspierany jest swobodny przepływ towarów i kapitału, ale swobodny przepływ osób jest ograniczany.
Drugim haczykiem jest Rosja. W ciągu najbliższej dekady Rosja doświadczy istotnych zmian zarówno w stosunkach zewnętrznych, jak i systemy wewnętrzne. Pierwsza połowa tej prognozy już się spełniła, a Rosja na swoich peryferiach staje się coraz bardziej wojownicza. Stratfor wierzy, że stanie się to bardziej widoczne, dopóki system zaprojektowany przez rosyjskiego prezydenta Władimira Putina albo się dostosuje, albo upadnie. Będzie to oczywiście miało znaczny wpływ na europejskich sąsiadów Rosji, choć w różnym stopniu. I tak geografia znów wejdzie w grę. Widzieliśmy już, jak rosyjskie wojsko używało się z potężnym skutkiem na Ukrainie, ale jego zdolność do nacierania dalej w głąb Rumunii jest nieco osłabiona przez Karpaty, naturalną barierę, która wije się na północy i zachodzie, zapewniając również ochronę Węgrom i Słowacji. Polska natomiast stoi mocno narażona na Białoruś,bliski rosyjski sojusznik, bez pasma górskiego, które by go chroniło. Dalej na północ, podobnie niechronione kraje bałtyckie, nie mają większości Polski, a zatem mają jeszcze słabszą ochronę; większy kraj, taki jak Polska, mógłby przynajmniej kupić czas na zorganizowanie obrony.
Ta rozbieżność geograficzna podzieli Europę Środkowo-Wschodnią na dwie grupy, jedną skupioną na handlu, a drugą na bezpieczeństwie. Środkowoeuropejczycy (Czesi, Węgrzy, Rumuni, Bułgarzy i Słowacy) będą się obawiać antagonizowania Rosji. Karpaty, choć stanowią barierę, nie są nie do pokonania. A jednak te kraje, osłonięte przez góry, będą również mogły skoncentrować większość swojej energii na dążeniu do dalszego dobrobytu poprzez handel z rdzeniem. Wspólny interes w utrzymaniu wymiany handlowej z Niemcami nie jest podstawą określonego bloku, ale raczej zadatki na luźne ugrupowanie, które słabnie wraz z odległością od Niemiec i czasem, w miarę jak siła Niemiec zaczyna słabnąć. Natomiast Polska i kraje bałtyckie nie będą miały luksusu skupienia się przede wszystkim na własnym wzbogaceniu. W obliczu zbliżającej się obecności Rosji kraje te będą ściśle ze sobą związane, koncentrując swoją energię na paktach obronnych i sojuszach – a zwłaszcza na kultywowaniu silnych relacji ze Stanami Zjednoczonymi. Handel będzie oczywiście kontynuowany, ale tożsamość tego bloku będzie koncentrować się na przeciwstawianiu się rosyjskiemu zagrożeniu. Jeśli i kiedy wewnętrzne wyzwania zmuszą Rosję do zwrócenia uwagi do wewnątrz, Polska będzie miała okazję, jakiej nie widziała od kilkuset lat, rozprzestrzenienia swoich wpływów na wschód i południe na tereny dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów. na Białorusi i Ukrainie.
Na północy Skandynawia utworzy własny blok. Jej członkowie mają za sobą historię wspólnych imperiów, wolnego handlu, umów o swobodzie przemieszczania się i (nieudanej) unii walutowej; są naturalnymi towarzyszami. Rzeczywiście, instytucja, która była nieco uśpiona od czasu powstania Unii Europejskiej – Rada Nordycka – już istnieje, aby wspierać ich międzynarodowe zarządzanie. Blok ten będzie prawdopodobnie niemal tak samo zintegrowany jak rdzeń kierowany przez Francuzów i Niemców, z którym będzie miał bliskie stosunki handlowe i dyplomatyczne.
Zwycięzcy i przegrani w nowym porządku
Jednym z krajów najbardziej zadowolonych z nowych ustaleń będzie Wielka Brytania, zakładając, że… może trzymać się razem wystarczająco długo, aby się nimi cieszyć. Poświęcając znaczną część ostatniego tysiąclecia utrzymywaniu podziału kontynentu i rozgrywaniu jednej strony obok drugiej, Wielka Brytania została zmuszona do przystąpienia do Unii Europejskiej, gdy jedność organizacji była naprawdę niekwestionowana. Po ponownym podzieleniu kontynentu Wielka Brytania będzie mogła powrócić do preferowanej długoterminowej strategii, zachowując równowagę sił, jednocześnie próbując rozwijać sieć handlową łączącą regiony z globalnymi. Natomiast Hiszpania i Włochy prawdopodobnie pozostaną w tyle. Obaj będą walczyć o zachowanie całości, a Hiszpania będzie szczególnie zagrożona rozpadem w szwach z powodukonflikty wewnętrzne szaleje wśród jego części składowych. Obaj będą starali się pozostać jak najbliżej rdzenia, chociaż tendencje protekcjonistyczne w krajach południa mogą hamować te relacje handlowe. Hiszpania i Włochy mogą również cieszyć się odzyskaną wolnością dewaluacji własnych walut w celu odzyskania konkurencyjności. Z perspektywy bloku rdzeniowego oba kraje prawdopodobnie będą stanowić punkt stałego napięcia, a Francja będzie naciskać na ich włączenie, podczas gdy Niemcy i Holandia się sprzeciwiają. Jednak czas zadziała tutaj na korzyść Francji, ponieważ jej korzystna demografia w porównaniu z Niemcami wskazuje na to, że z biegiem lat zyskuje ona coraz większy wpływ w bloku.
Przedstawiony tu obraz nie ma być dokładnym przedstawieniem Europy w konkretnym dniu w przyszłości. Nawet jeśli Unia Europejska rozpadnie się nagle, tak jak prawie w 2012 r., jest mało prawdopodobne, by kraje poszły naprzód i przyjęły swoje nowe role tak płynnie, jak to opisano. Wydarzenia będą przebiegać z różnymi prędkościami, a przejście może wiązać się ze znacznymi konfliktami. W sytuacji, gdy kraje takie jak Włochy i Hiszpania walczą o uniknięcie izolacji, Francja znajdzie się w trudnej sytuacji, w której będzie musiała wybrać między pozostaniem blisko Niemiec lub pozostaniem ze swoimi śródziemnomorskimi sojusznikami. Elementy obecnego systemu mogą się utrzymać, a powiązania będą nadal istnieć we wszystkich blokach. Na przykład, jeśli euro przetrwa w bloku centralnym, może być nadal używane w niektórych dzisiejszych innych krajach strefy euro, które są uważane za odpowiedzialne pod względem fiskalnym, takich jak Finlandia, z braku ważnego powodu do wprowadzenia zmian. Wciąż jest wiele niewiadomych. Jednak intencją jest pokazanie obrazu, który znajduje się pod kalką kreślarską. Obraz, który się wyłania, będzie zależał od tego, gdzie iw jaki sposób zostanie zastosowana presja w nadchodzących latach.
"Europa bez Unii” jest ponownie publikowany za zgodą Stratfor.