Artykuł tygodnia od Naprawianie ekonomistów
autorstwa Philipa Pilkingtona
Roy Harrod ma dość ciekawe opinie na temat efektywności stóp procentowych. Jak czytelnicy tego bloga wiedzą, jestem raczej sceptyczny wobec wykorzystywania stóp procentowych do sterowania gospodarką. Zasadniczo dzieje się tak, ponieważ uważam, że używanie ich samodzielnie przyniesie tylko coraz mniejsze zyski.
Steve Randy Waldman omówił to w odniesieniu do pracy Michała Kaleckiego tutaj, ale podobne argumenty można znaleźć u Joan Robinson Wprowadzenie do teorii zatrudnienia z 1937.
Innym problemem związanym z wykorzystywaniem stóp procentowych do sterowania działalnością gospodarczą jest to, że mogą one, jak zauważył Kaldor, prowadzić do znacznej niestabilności oczekiwań, a tym samym zmniejszyć inwestycje w produkcyjne zakłady i maszyny. Długo o tym dyskutowałem tutaj ale zacytuję jeszcze raz Kaldora, ponieważ jest on pouczający. W swoim artykule Polityka pieniężna, stabilność i wzrost gospodarczy on napisał:
Gdyby ceny obligacji podlegały ogromnym i szybkim wahaniom [z powodu manipulacji przez bank centralny stopą procentową w celu sterowania gospodarką], ryzyko spekulacyjne związane z wszelkiego rodzaju długoterminowymi pożyczkami byłoby znacznie większe niż obecnie [tj. keynesowskiej], a średnia cena za rozstanie z płynnością byłaby znacznie wyższa. Rynek kapitałowy stałby się znacznie bardziej spekulacyjny i funkcjonowałby znacznie mniej wydajnie jako instrument lokowania oszczędności – nowe emisje byłyby trudniejsze do uruchomienia, a długoterminowe względy rentowności odgrywałyby podrzędną rolę w alokacji środków. Jak powiedział Keynes, kiedy inwestycja kapitałowa danego kraju „staje się produktem ubocznym działalności kasyna, praca prawdopodobnie zostanie źle wykonana”.
Pomijając to wszystko, pozostaje jeszcze pytanie, jak faktycznie polityka pieniężna ma swoje skutki i uważam, że poglądy Harroda zasługują na trochę uwagi w tej kwestii. Przeprowadza kilka eksperymentów myślowych, aby pokazać, że zmiana stopy procentowej nie powinna tak naprawdę wpłynąć na rzeczywisty poziom inwestycji. Następnie zwraca się z pytaniem, czy polityka pieniężna może okazać się skuteczna w zwiększaniu lub obniżaniu poziomu aktywności gospodarczej. Wymyśla dwa sposoby, w jakie jest skuteczny.
Pierwszy dotyczy po prostu budownictwa mieszkaniowego. Harrod ma co do tego całkowitą rację. Budownictwo mieszkaniowe to bardzo duży składnik działalności gospodarczej, na który istotny wpływ ma wysokość stopy procentowej. To samo dotyczy kredytów samochodowych. Ale drugi powód, który podaje, jest jeszcze ciekawszy. Rzeczywiście, wydaje się być protoplastą argumentów o „racjonowaniu kredytów”, które zaczęły przenikać do literatury w latach 1980. i 1990. XX wieku. Myślę jednak, że jest nieco bardziej wyrafinowany niż teorie racjonowania, ponieważ wyraźnie wskazuje na strukturę instytucjonalną rynków kapitałowych, której takie teorie pomijają. Zacytuję tu obszernie Harroda z jego książki pieniądze.
Trzeba pamiętać, że rynek kapitałowy dla większości ludzi jest niedoskonały. Istnieją fragmenty rynku kapitałowego, które funkcjonują na zasadzie rynków doskonałych, na których w każdej chwili istnieje cena bieżąca, po której jednostka (inna niż niektórzy giganci, np. broker rządowy) może zaspokoić swoje potrzeby. Taki jest pozłacany koniec giełdy [tj. akcji dla wspieranych przez państwo, znacjonalizowanych branż] i rynku dyskontowego. Jednak większość pożyczek na nakłady kapitałowe nie jest dokonywana na tych rynkach. Istnieją różne kanały zaciągania pożyczek, same banki komercyjne, rynek nowych emisji, konsorcja finansowe, towarzystwa ubezpieczeniowe, a przede wszystkim kredyt kupiecki, który odgrywa kluczową rolę. Na tych różnych rynkach nie chodzi tylko o zabranie tyle pieniędzy, ile się chce, po aktualnej cenie. To kwestia negocjacji. Kiedy łączna podaż pieniądza jest zmniejszona, potencjalnemu pożyczkobiorcy może być trudniej, a nawet niemożliwym, pozyskać pieniądze przez jego zwykłe kanały; i odwrotnie. Zasadniczo to niedoskonałość rynku kapitałowego sprawia, że polityka monetarna jest potężną bronią. (str. 64-65)
Myślę, że Harrod ma w tej kwestii fundamentalną rację. Podniesienie stóp procentowych w rzeczywistości oznacza, że dla wielu pożyczkobiorców ich oprocentowanie nie rośnie po prostu. Raczej nie mogą w ogóle uzyskać dostępu do rynku funduszy. Są odcięci. Harrod ma również rację wskazując, że jest wiele zakątków rynku kapitałowego, w których ceny po prostu nie powstają; pożyczkodawcy po prostu mówią pożyczkobiorcom „nie, dziękuję!”.
Nie pomaga to jednak w złagodzeniu moich obaw związanych z wykorzystywaniem polityki pieniężnej jako głównego narzędzia stabilizacji makroekonomicznej. Nadal twierdzę, że jest to z natury problematyczne. Wskazuje jednak jeden kanał, przez który zmiany stóp procentowych mogą wpływać na gospodarkę realną.